poniedziałek, 24 grudnia 2012

meery krismas

Od rana w domu wielka krzątanina. Każdy miał jakieś zajęcie, tylko ja dostałam gorączki i znów leżałam. Podniosłam się dopiero przed kolacją wigilijną.. wszystko byłoby dobrze gdyby nie katar i kaszel. No i wigilia. Chyba to co prawie wszyscy lubią najbardziej. Cisza, błogi spokój,rodzina przy stole, opłatek, pachnące jedzenie, pachnąca choinka z prezentami. Czyli chyba to czego potrzebowałam aby nabrać siły. Dziś skończył się adwent - czyli już po pasterce będę mogła zjeść ciasto. Jestem z siebie dumna postanowienie adwentowe wykonane - miesiąc bez słodyczy! Teraz siedzę sobie na górze, skończyłam oglądać film. Jem maaaaandaarynkiiii Z dołu dobiega śpiewanie kolęd Patryka razem z telewizorem.. święta. Czuje tą magię dopiero teraz. Może dlatego że ? .. ? A o dwudziestej drugiej wybiorę się na wykłóconą pasterkę, tak dopięłam swego i mogę iść pośpiewać kolędy razem z innymi w kościele. Jedyna msza, którą tak bardzo lubię w całym roku. Pewnie jak wrócę, jak co roku zjem z rodzicami wszystkie cukierki z choinki i grzecznie pójdziemy spać. Jutro zjedzie się rodzina. Czyli wszystko tak jak zawsze, nic nie odbiegnie od normy. Błagam puśćcie mnie na jutrzejsze kolędowanie :'< noo proszę, chociaż na godzinę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz