piątek, 14 grudnia 2012

Zimo szmato, oddaj lato.

Egzaminy jeju minęły. Wreszcie. Pewnie bym nie wytrzymała nerwowo. Potem trochę u Martyny, no i wreszcie kupiłam prezenty rodzicom, więc głowa spokojna. Prawie zabite przez mega szybki pociąg. Potem na piechotkę do Budzisk, my biedoty na Syberii. Potem znów do Łochowa. Zakupy ubraniowe, heieheiei. Nawet nie chcę myśleć ile dziś kilometrów narobiłam. Potem moment u dziadków się zakręciłam. No i przyszedł Kubuś z Agnieszką takie tam herbatki. Poszukiwanie kluczy, księdza. Tylko u nas takie rzeczy. Jakieś tam spotkanie organizacyjne. Siedzenie, rozmawianie we trójkę i mina księdza - bezcenne. Maszerowanie by oddać kluczę. Chyba wywiało i zamroziło mi wszystkie kości w nogach, o really. Źle mi! Tak, wiem ludzie mogą być podli... Nawet bardzo. Jutro sprzątanie dla Jezuska, a potem akcja w Topazie. Dobre ze mnie dziecię , kolejny uczynek na listę dobrych uczynków. to chyba tyle, nie będę wylewać swoich żali bo już mi się nie chce... więc cześć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz